Według obiegowej opinii, ludzie mieszkający w miastach mają lepsze perspektywy rozwoju niż mieszkańcy wsi, lepszą pracę lub większe szanse na jej znalezienie, a tym samym – większe możliwości uzyskania wysokich zarobków. Jednak według najnowszych badań życie w mieście wykańcza nas fizycznie i psychicznie, a proces ten zaczyna się jeszcze przed naszym przyjściem na świat.

 

Naukowców z Uniwersytetu w Granadzie zastanowił fakt, że kobiety mieszkające w mieście rodzą dzieci większe niż ciężarne ze wsi. Poddali więc dokładnej analizie ich łożyska. Co się okazało? Łożyska mam z miast zawierały wysokie stężenie ksenoestrogenów, związków chemicznych, które pojawiają się między innymi w tworzywach sztucznych (na przykład w folii do pakowania żywności), zabawkach, PCV, dezodorantach czy mydłach. Związki te działają podobnie jak estrogeny żeńskie. Są odpowiedzialne za zaburzenia równowagi hormonalnej oraz złe funkcjonowanie całego organizmu. Mogą również prowadzić do otyłości.

Tymczasem testy laboratoryjne przeprowadzone w ubiegłym roku przez grupę naukowców z Ohio State University wykazały, że występujące w środowisku miejskim substancje zanieczyszczające mogą spowodować zmiany w metabolizmie małych dzieci, które w późniejszym okresie doprowadzą do zwiększenia stężenia cukru we krwi i odporności na działanie insuliny. Zdaniem dr Qinghua Sun, który nadzorował te badania, występujące w mieście polutanty mogą doprowadzić do rozwoju cukrzycy typu 2.

Reklama

 

Kolejny symptom wielkomiejskiego życia to zbyt krótkie przebywanie na świeżym powietrzu. Dzieciaki nie bawią się w piachu czy błocie, a rodzice chronią je przed brudem za wszelką cenę. Dużo czasu ludzie spędzają zamknięci w domach wyczyszczonych antybakteryjnymi środkami, dokładnie odkurzonymi, czasami wręcz sterylnymi. Rezultat? Coraz częściej występujące alergie oraz astma. Nasz układ odpornościowy nie radzi sobie z ochroną przed różnymi zarazkami.

Z kolei dr Glyn Lewis z Instytutu Psychiatrii w Londynie przeprowadził badania, z których wynika, że u mieszkańców miast istnieje o 39 proc. wyższe ryzyko pojawienia się zaburzeń nastroju, depresji i choroby dwubiegunowej, niż u osób ze wsi; a także o 21 proc. większe ryzyko pojawienia się nerwic lękowych. Mężczyźni „miejscy” są dwukrotnie bardziej narażeni na zachorowanie na schizofrenię, a kobiety „miejskie” – pięciokrotnie bardziej narażone na wystąpienie zaburzeń odżywiania.

 

Źródło: Daily Mail