Na początku kariery wyjechała Pani do USA. Jak wspomina Pani tę przygodę?

Fantastycznie, choć nie było to wszystko takie łatwe. Nie mogłam myśleć tylko o sobie, bo byłam już wtedy mamą. Dlatego po kilku latach postanowiłam wrócić do Polski. Wówczas była to jedyna słuszna decyzja.

 

 

Dlaczego wybrała Pani śpiewanie dla dzieci?

Kiedy mój Wojtek był małym chłopcem, śpiewałam mu różne piosenki. Z czasem zaczęłam także sama pisać dla niego teksty. Tak właśnie powstał utwór „A ja wolę swoją mamę”...

 

Angażuje się Pani w to, co robi, a dzieci bardzo to lubią i za Panią wręcz przepadają.

To prawda, rozumiemy się doskonale i mam wrażenie, że dzieci faktycznie mnie lubią. Maluchy przychodzą ze swoimi starszymi siostrami i braćmi. Rodzice przyprowadzają swoje pociechy, bo wiedzą, jak wyglądają moje koncerty, jaka jest atmosfera, że właściwie zawsze jest miło.

 

Pani piosenki to oczywiście zabawa, ale też edukacja.

Faktycznie tak jest. Mam świadomość, jak plastyczne są dzieci, jak łatwo ulegają wpływom. Uważam, że cały czas trzeba je uczyć, edukować, mówić o tym, co dobre, a co złe. Ponadto swoją widownię chcę rozweselać, a nie zasmucać.

Reklama

 

Na scenie jest Pani prawdziwym wulkanem energii. Skacze Pani, biega… Skąd taka kondycja?

Od kilkunastu lat ćwiczę w klubie fitness. Dzięki temu mam siłę, a do tego dziecięcą, nieszkodliwą i cudowną radość życia. Przyznam, że nie chciałabym, aby ta radość kiedykolwiek się ulotniła! Czuję się młodo, świeżo i cały czas chcę od życia więcej.

 

Lubi Pani ruch?

Tak, stał się on moim rytuałem. Ćwiczę 2–3 razy w tygodniu i nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Dzięki temu lubię siebie i swoje ciało.

 

Ale po koncercie pewnie Pani bywa wykończona?

O tak, dlatego dbam o to, aby nie dopuścić do niedoboru witamin i minerałów. Stosuję suplementy diety.

 

Koncerty wymagają od Pani energii i optymistycznego nastawienia…

Tak, a ja na szczęście je mam. Chcę rozweselać publiczność. Muszę być przekonująca. To, co się dzieje na scenie, całkowicie odzwierciedla moją osobowość. Jestem bardzo otwarta na ludzi.

 

A tak zwana bariera wieku Pani nie przeszkadza?

Pewnie czasem się ona pojawia, ale ponieważ pracuję z młodymi ludzi, spędzam z nimi dużo czasu, a do tego sama czuję się wciąż dosyć młodo, to ta bariera bardzo szybko się zaciera.

 

Nie przejmuje się Pani krytyką swego estradowego wizerunku, bajecznie kolorowych strojów?

Ależ skąd! Dorosłym nie muszą się one podobać. Ważne, że podobają się moim małym fanom. Dzieci uwielbiają te kolorowe falbanki. Od lat nie mogę i nie chcę dorosnąć. Mam naturę dziecka i wcale się tego nie wstydzę. Lubię być głaskana i przytulana, ale i łatwo mnie zranić. Zawsze powtarzałam i nadal to powtarzam, że wszyscy powinni próbować się bawić i marzyć, bo to ułatwia i ubarwia życie!

 

Dla syna była Pani mamą-koleżanką czy mentorem i wychowawcą?

Kiedy Wojtek miał 12 lat, zapytałam go, czy chciałby do mnie mówić po imieniu. Był może trochę zdziwiony, ale się zgodził. Zrobiłam to, kiedy mieszkaliśmy w USA, gdzie króluje bardzo swobodny styl bycia. Dzisiaj tego trochę żałuję. Jednak mama to mama, a nie Majka… Człowiek przez całe życie się uczy! Z Wojtkiem zawsze mieliśmy doskonały kontakt. Dużo rozmawialiśmy i to na każdy temat. Nie było tematów tabu. Dzisiaj jest dorosłym mężczyzną, który ma swoje życie i jest szczęśliwy.

 

Skąd czerpać dzisiaj pomysły na nowe piosenki, kiedy współczesne dzieci fascynują się wirtualną rzeczywistością, komputerami....

Czerpię je niezmiennie z życia, z codziennych obserwacji. Na szczęście to działa i dzieci wciąż dobrze się bawią przy moich piosenkach!

 

Dlaczego Pani piosenki nie pojawiają się w mediach, a jeśli już, to sporadycznie?

Dzieje się tak, ponieważ jestem w szufladce „wokalistka dziecięca”. Dlatego! Nawet jeśli nagrywam piosenkę poważną, to i tak jest ona odbierana jako infantylna, przeznaczona dla małych odbiorców... To jest niesprawiedliwe i krzywdzące, ale już się z tym pogodziłam i nie zamierzam toczyć walki!

 

Rozmawiała: Beata Cichecka

(jumi[*19]}