BYWA, ŻE Z NADEJŚCIEM WIOSNY CZUJEMY SIĘ NIECO OCIĘŻALI, podenerwowani, zamiast upojenia świeżym powietrzem i radości z coraz dłuższych dni czujemy właśnie zmęczenie. Ale czy to w porządku wobec wiosny przypisywać te objawy właśnie jej?

 

Chyba nie bardzo! Powiedzmy to sobie jasno: winą za kiepskie samopoczucie wypada raczej obarczyć ustępującą zimę. A ściślej – naszą własną gnuśność, niechęć do ruchu na powietrzu, ba, do ruchu w ogóle, zimową kartoflano-schabowo-kapuścianą dietę, litry kawy wypijane przez cały dzień w dusznych, niewietrzonych pomieszczeniach… Myśleliście, że to wszystko ujdzie płazem? Że minie wraz z pierwszym wiosennym powiewem ciepłego wiatru? Akurat! W naszych ociężałych po zimie ciałach skumulowaliśmy pokłady tłuszczu, w nim pewnie i niewywietrzone, niewypłukane toksyny – i mamy za swoje.

Zimowe miesiące bezruchu i obżarstwa mszczą się teraz, a za wszystko obrywa biedna, niewinna wiosna. Zanim nadejdzie maj, zanim zaczniemy nucić „znów nam ubyło lat” i „zielono mi”, wściekamy się na zmęczenie i niechęć do życia. A przecież wystarczy wciągnąć głębiej powietrze, które pachnie już kiełkującą trawą, wilgotną, ciepłą ziemią, pączkami forsycji. Wystarczy przejść żwawszym krokiem te pół przystanku więcej w drodze do pracy albo po zakupy. Zesztywniałe przez zimę kości trzeba przećwiczyć – kochani, trochę wiary w wiosenny cud! Życie naprawdę teraz właśnie zaczyna się odradzać, po zimowej nocy nadciąga cudowny, wiosenny, coraz dłuższy i cieplejszy dzień.

Reklama

 

CHIŃCZYCY ZWYKLI MAWIAĆ, ŻE CZŁOWIEK KOPIE SOBIE GRÓB WŁASNYMI ZĘBAMI. CZYLI – ZABIJA NAS TO, CO ZJADAMY. WIĘC JEDZMY MĄDRZE, A PRZEDE WSZYSTKIM ZDROWO. WIOSNA I SMALEC – TO SIĘ NIE RYMUJE, PRAWDA?

 

Na przednówku

Chce się świeżej rzodkiewki, sałaty, młodego szczypiorku? Nowalijki na straganach kuszą oko, wywołują ślinotok na myśl o twarożku wypełnionym kolorowymi atrakcjami? Na dobrą sprawę to wszystko nęciło już przez całą zimę – dziś szklarniowe warzywa możemy kupować przez cały rok. Ale w marcu i kwietniu mają one swój specjalny urok nowości. Ach, witaminy! Tutaj zdania ekspertów są podzielone. Jedni mówią: nigdy, przenigdy, nie dajcie się nabrać, wiosenna rzodkiewka jak sowieckie rakiety SS-20 pełna jest metali ciężkich i jak one bez mała radioaktywna. Inni pukają się w czoło, twierdząc, że w gałązce szczypiorku więcej jednak witaminy C niż chemicznego paskudztwa, a prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Człowiek rozumny zachowa po prostu umiar. Od kilku rzodkiewek nikt jeszcze nie umarł, ale warto zwrócić uwagę, że te gruntowe są przecież jednak o niebo smaczniejsze.

Lepiej przypomnijmy sobie poczciwą rzeżuchę – można ją siać i zajadać już od lutego, to prawdziwa bomba witaminowa. Pietruszka i szczypior też wyrosną na kuchennym parapecie – wrogowie nowalijek albo i ci, którzy nie ufają kolorowym smakołykom ze straganu, mają tu prawdziwe pole do popisu. Jeśli chcemy – a na przednówku właśnie tego powinniśmy chcieć – doładować organizm porcją naturalnych witamin, nie zapominajmy o czosnku, cebuli, zielonej pietruszce i ziołowych herbatkach zamiast kawy.

 

Nie dajmy się zwariować

Nie dajmy sobie wmówić, że wiosna jest wszystkiemu winna. Jest dokładnie odwrotnie: wiosna to pora roku najpełniejsza nadziei i optymizmu. Przyroda budzi się do życia, już za chwilę skończy się panowanie zimy, w dniu wiosennej równonocy topić będziemy marzannę, a wraz z nią wszystko, co mroczne i ponure. Nadchodzi życie, całkiem nowe, z nadzieją na niezapisaną, białą kartę – do wypełnienia radością i entuzjazmem. Oderwijmy się od telewizorów – tam powiedzą nam znów tylko o wiosennym zmęczeniu, o wiosennych powodziach i stu innych „wiosennych” nieszczęściach, na czele z globalnym ociepleniem. Wyjdźmy na dwór i wciągnijmy głęboko powietrze – nawet mieszczuchy w centrach brudnych miast muszą, po prostu muszą poczuć, że coś w przyrodzie się zmienia! „Kiedy będziesz zakochany, tak prawdziwie kiedyś, wiosną, to uwierzysz, że naprawdę słowik śpiewa”, nucił Mieczysław Fogg, „że świat w słońcu jest skąpany, że piękniejsze kwiaty rosną, że inaczej, że radośniej szumią drzewa”. Cóż, być może nie każdemu dane będzie zakochać się właśnie tej wiosny, ale mimo to – zamiast straszyć świat i bliźnich ponurą, zimową miną, dajmy się uwieść (choćby i kapryśnej) aurze. Rozprostujmy skrzydła zwinięte pod szarą jesionką i zaśpiewajmy ze Skaldami, że „wszystko kwitnie wkoło, i ja, i ty…”. Bo w końcu „nie przeszkadza tytuł, wiek i płeć, by zielono wiosną w głowie mieć!”.

 

Marianna Królikowska