Amerykańscy naukowcy potwierdzają to, co pewnie odkrył już każdy, kto nie potrafi oprzeć się hot dogom czy sałatkom z majonezem serwowanym w barze, który mija codziennie w drodze do pracy. Wniosek jest prosty – im więcej lokali serwujących fast food mamy po drodze, tym większe szanse, że z nich skorzystamy i w konsekwencji narazimy się na otyłość.

 

Wyniki, opublikowane w „British Medical Journal”, oparte są na badaniu Fenland Study, które ma określić związek pomiędzy czynnikami genetycznymi oraz stylem życia a otyłością, cukrzycą i podobnymi zaburzeniami metabolicznymi.

W eksperymencie wzięło udział blisko 5500 uczestników w wieku 29–62 lat, którzy pracowali poza domem. Wszyscy musieli wypełnić ankiety dotyczące spożywanych posiłków, tak aby specjaliści mogli ocenić, ile pizz, frytek i smażonych potraw badani zjadali codziennie. Sprawdzano także wskaźnik BMI wszystkich uczestników.

Reklama

 

Okazało się, że kontakt z żywnością fast food jest większy – i to aż o 48 procent – w pobliżu miejsca pracy niż w najbliższym sąsiedztwie. Zaskakujący był też wynik dotyczący liczby restauracji fast food, które osoby biorące udział w badaniu mijały codziennie w drodze do i z pracy – średnio 32 lokale!

Naukowcy udowodnili, że istnieje związek pomiędzy liczbą gramów „śmieciowego” jedzenia konsumowanego codziennie a tym, ile punktów serwujących taką żywność napotykano na trasie dom – praca – dom. U kogoś, kto mijał codziennie mnóstwo takich lokali, spożycie fast foodów wzrastało o 5,7 g (lub o 15 procent rosło ogólne dzienne spożycie żywności). BMI takiej osoby było o 1,21 punktu wyższe niż u osób, które nie miały tak częstej styczności z lokalami serwującymi fast food.

 

Źródło: Huffington Post