Idź piechotą, pojedź rowerem, popłyń leniwie z nurtem rzeki. Tylko tak nie przegapisz tego co najważniejsze: prawdziwego życia. Cudów przyrody. Świata smaków i zapachów. A przy okazji w ten właśnie sposób dasz tak naprawdę odpocząć swemu ciału.

 

Nie bój się leśniczego

Kiedy jedziemy na wypoczynek w jakiś odległy region, zazwyczaj zastanawiamy się, co też możemy tam zobaczyć. Potem zwykle wpadamy w dzikie tłumy oblegające jakąś „atrakcję” turystyczną, co wiąże się z trudnościami w zaparkowaniu samochodu i kolejkami do wszystkiego.

To dość wątpliwy sposób na wypoczynek. Taki jest wszak utrwalony tradycją i kulturą „model” turystyki i wcale nie tak łatwo się temu sprzeciwić. Bywa wszak, że mamy dość tłumów, wrzasków i kolejek. Wolny dzień chcemy spędzić po prostu wśród przyrody, popatrzeć na zieleń w jej nieskończonej prawie ilości odcieni, posłuchać wody w strumieniu, śpiewu ptaków czy choćby tylko szumu wiatru w gałęziach drzew albo w źdźbłach traw – to naprawdę słychać! Jeśli nie zwrócimy swej uwagi na takie dźwięki odpowiednio wcześnie, przyjdzie niewątpliwie w naszym zwariowanym życiu taki czas, gdy skierują nas do odpowiedniego lekarza, który za nasze ciężko zarobione pieniądze będzie nas leczył na kozetce takimi właśnie dźwiękami puszczanymi z płyt.

Ja wolę las...

Reklama

 

Leśniczówki – to jest to!

Najlepszym rozwiązaniem dla początkujących, ale i dla doświadczonych turystów pieszych jest zawarcie znajomości z jakimś leśniczym i wyjazdy na sobotę i niedzielę albo i na dłużej.

Jak zawrzeć taką znajomość? To proste! Obecnie każda leśniczówka ma telefon, a duża większość także dostęp do Internetu. W bardzo wielu leśniczówkach są pokoje gościnne utrzymywane z myślą o myśliwych przyjeżdżających na polowania. Są to kwatery z funkcjami agroturystycznymi w pełnym zakresie powszechnie rozumianych wygód. Niektóre leśniczówki mają po kilka takich pokoi. To są zwykle bardzo tanie kwatery, gdzie w dodatku za niewielką opłatą zapewnimy sobie pełne lub częściowe wyżywienie.

Nigdy nie spotkałem leśniczyny, która by kiepsko gotowała! Skąd ci leśniczowie biorą takie wspaniałe żony...? Od dawna już nie zabieram ze sobą żadnego prowiantu na tego typu wyjazdy. Wystarczy zadzwonić, umówić się i dotrzeć. Tylko... mało kto o tym wie! Może to i dobrze?

 

Żaden leśny borsuk

Jak leśniczówkę znaleźć? A bierze się zwykłą mapę turystyczną, na której zaznaczone są leśniczówki – przy każdej z nich jest umieszczona jej nazwa. Powiedzmy, że podoba się nam teren przy leśniczówce o nazwie „Leśny Dwór”. Wpisujemy tę nazwę w internetowe Google i z pewnością już wśród pierwszych dziesięciu haseł będzie komplet danych kontaktowych do tej właśnie leśniczówki: adres pocztowy, numer telefonu, adres mailowy, a bywa że i mapka dojazdowa się trafi.

Od dawna i wielokrotnie korzystałem i korzystam nadal z gościnności leśniczych, i proszę mi wierzyć, nigdy nie posługiwałem się żadną protekcją w tej sprawie. Leśnicy to wcale nie jakieś odludki czy „leśne borsuki”. Oni bardzo chętnie przyjmują u siebie nawet ludzi zupełnie im obcych. Inna sprawa, że znajomość zawsze zaczynam od przedstawienia się jako, delikatnie to ujmując... szajbus turysta.

Może oni mają do takich ludzi jakąś słabość, a może tylko prawidłowo rozumują...? Facet, który z własnej woli gna pieszo kilkanaście kilometrów przez las z plecakiem na grzbiecie, nie może być groźnym dla otoczenia awanturnikiem... Skoro go ta przyroda interesuje, jest w domu leśnika duża szansa na porozumienie „duchowe” i zapewne będzie można z nim długo i ciekawie pogadać... i nie mylą się!

Turysta to właśnie człowiek ciekawy świata, ludzi, przyrody i nie w głowie mu nocne birbanckie awantury. Nie jest więc groźny ani dla żyjących na odludziach leśników, ani dla ich domostw. A ile ciekawych miejsc i unikalnych zwierząt leśnicy mi pokazali...! A ile fantastycznych opowieści od nich usłyszałem...!

Noclegi w leśniczówkach mają i ten plus, że można sobie łatwo ułożyć plan kilkudniowej eskapady, tak aby codziennie nocować w innym miejscu i na koniec wrócić tam, gdzie zostawiliśmy samochód. Ekstrawyprawa! Naprawdę zachęcam.

Wiem od znajomych piechurów, że można sobie taką imprezę zorganizować w dowolnym zakątku kraju. Wcale do tego nie trzeba jechać w góry. Powiem wprost: im bliżej gór, tym trudniej, gorzej i drożej. Jeden z najwspanialszych takich wypadów turystycznych miałem w Borach Tucholskich. Kto by pomyślał!?

 

Na bobry!

W opisany wyżej sposób zawarłem znajomość z leśniczym i pojechałem do niego. Ponieważ doczytałem, że w tym rejonie jest sporo zwierzyny płowej, poprosiłem, by pokazał mi, gdzie mógłbym zobaczyć dorodnego jelenia albo choćby stadko saren.

Okazało się, że z tym zwierzem płowym to były mocno nieaktualne informacje, ale tuż koło leśniczówki jest kilka żeremi bobrowych i co prawda leśniczy jest zajęty, ale jego dwunastoletni syn chętnie mnie tam wieczorem zaprowadzi. Oczywiście malec „przeczołgał” mnie najpierw ze znajomości bezgłośnego poruszania się po lesie i z umiejętności maskującego ubierania się tudzież trzymania języka za zębami – i to od razu po wyjściu z obejścia. Za to zarówno późnym wieczorem, jak i o wschodzie słońca dnia następnego napatrzyłem się na bobry co niemiara.

Jeździłem tam przez wiele kolejnych lat. Kiedy kilku moim znajomym podałem adres tej leśniczówki, a oni podali go dalej, skończyła się sielanka. Teraz muszę na pół roku wcześniej zamawiać tam nocleg, choć bobry dawno się stamtąd wyniosły...

 

Na narty!

Kiedy przyjdzie zima i z natury rzeczy będziemy chętniej siedzieli w domu, warto sobie przypomnieć o kiedyś tam odwiedzonej leśniczówce. Dziś nie ma już „odciętych od świata i ludzi” siedlisk leśnych – dojazdy do leśniczówek są regularnie odśnieżane i przejezdne także dla samochodów osobowych!

Zimowe, leśne wypady na nartach biegowych czy śladowych to frajda, którą znają tylko ci, którzy dali się kiedykolwiek na coś takiego „nabrać”. Próżno przymierzać się tu do dobrego opisania uroków dziewiczego śniegu na dukcie leśnym i chrzęstu przecinających go nart. Czapy śnieżne na gałęziach świerkowych, bezkres skrzącego się śniegu na dobrze zamarzniętej tafli jeziora, smak świeżo smażonej ryby, która godzinę wcześniej była wyciągnięta niewodem... Nawet pióra wieszczów narodowych są do tego zbyt toporne. Tego trzeba raz spróbować i „wpaść po uszy”.

A ile frajdy daje nauka rozpoznawania śladów poszczególnych zwierząt? Tylko na śniegu można to zrobić w miarę dobrze, a i to okaże się, że wielokrotnie się pomylimy.

Niewątpliwym plusem „leśniczówkowania” zimowego jest to, że w naszych lasach odległości pomiędzy leśniczówkami nie są duże i w razie niespodziewanych kłopotów z pogodą, kondycją czy sprzętem, zawsze jest się gdzie schować i uzyskać pomoc.

Ważne!

To nieprawda, że już wszędzie jest zasięg telefonii komórkowej. Czasem dalej jest do „zasięgu” niż do najbliższej leśniczówki.

 

 

Szlakiem, szlakiem!

„I pełno zbójców na drodze”, to było u Wieszcza Adama. Dziś w lasach można częściej spotkać dorodnego jelenia niż żywego człowieka, a jak już się jakiś człek na naszej drodze trafi, to na pewno zawzięty grzybiarz, który ani na nas spojrzy.

Największą groźbą wielkich kompleksów leśnych na nizinach jest zabłądzenie i dlatego bezwzględnie zanim się w nie zagłębimy, zaopatrzmy się w porządną mapę co najmniej turystyczną lub dość łatwo dostępną dziś wojskową „sztabówkę” oraz kompas i... wiedzę, jak się tych rzeczy używa! Żadne „harcerskie” metody wyznaczania północy według mchu na drzewach i tym podobne banialuki!

Mapa i kompas – bez tego nie należy wchodzić do lasu!

Może się nam przytrafić szczęście, że napotkamy w lesie szlak turystyczny. To jest naprawdę duże szczęście – choć obecnie wcale nie rzadkość (w odróżnieniu od zdecydowanej większości innych krajów Europy i nie tylko) – bo wystarczy na mapie ustalić, dokąd prowadzi ten szlak i pójść nim w... odpowiednim kierunku. Szlaki turystyczne to wielkie dobrodziejstwo, a na nizinach mamy ich co najmniej tyle co w górach, ale mało kto w ogóle wie, że one mogą poprowadzić nas przez bardzo ciekawe tereny.

Spróbowałem wielokrotnie i nigdy nie żałowałem!

Więcej powiem – zdarzyło się i tak, że gorzko żałowałem, że nie poszedłem szlakiem...

 

Zygmunt Skibicki