Przez co najmniej parę dziesięcioleci wierzyliśmy w dobroczynne działanie szczepień ochronnych, którym oficjalnie przypisywano nie tylko spadek zachorowań na wiele chorób, lecz także niemal całkowite wyeliminowanie niektórych spośród nich, takich choćby jak gruźlica czy polio – choroba Heinego-Medina. Trwaliśmy w przekonaniu, że to właśnie za sprawą szczepień nie grożą nam epidemie zbierające w przeszłości obfite żniwo. Szczepienia ochronne aplikowane zgodnie z obowiązującymi zasadami, w odpowiednich okresach życia, traktowaliśmy jako pożądaną oczywistość. Ktoś, kto temu zaprzeczał, jawił się człowiekiem zacofanym i nieodpowiedzialnym. Szczepienia uznawaliśmy bowiem za milowy krok w dziejach medycyny, za miarę postępu w tej dziedzinie, za sprawdzony oręż w walce o zdrowie społeczeństw.

 

W tym tonie ukazywały się niedawno w Stanach Zjednoczonych, a i w innych krajach zachodnich publikacje podające w wątpliwość szczepienia ochronne, zwłaszcza te obowiązkowe. Nastał czas gruntownego przewartościowywania i weryfikacji sądów w kwestii szczepień ochronnych – pisano. Dokonał tego sam świat medyczny na podstawie wieloletnich badań.

Przede wszystkim kwestionowano sens szczepień ochronnych, którym poddaje się niemowlęta i małe dzieci. Udowodniono m.in. szkodliwość wielu stosowanych od lat szczepionek, podając mnóstwo przykładów komplikacji poszczepiennych, groźniejszych niekiedy od samej choroby, której szczepionka miała zapobiec.

 

Od niemowlaka do przedszkolaka

W piśmiennictwie lekarskim krajów szczycących się wysokim poziomem medycyny znaleźć można liczne publikacje i raporty o często tragicznych zdrowotnych powikłaniach wywołanych szczepieniami, a także o znikomej profilaktycznej roli masowych szczepień. Mimo że sygnalizujące takie przypadki artykuły ukazywały i nadal ukazują się w mediach zagranicznych – nasze na ten temat milczą – w polskich realiach zmieniło to niewiele. Nadal istnieje obowiązek szczepień dzieci i młodzieży. W Programie Szczepień Ochronnych ujęto szczepienia obowiązkowe, bezpłatne, wykonywane do 7 roku życia, a także – zalecane (i płatne).

Zgodnie z tym programem zaraz po urodzeniu niemowlę otrzymuje zastrzyk przeciwko gruźlicy i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Maluch dwumiesięczny ponownie zostaje zaszczepiony na WZW B oraz błonicę, tężec i krztusiec. Siedmiolatka szczepi się na odrę i gruźlicę, a maluchom kilku- i kilkunastomiesięcznym ordynuje się m.in. szczepionki przeciwko odrze, śwince, różyczce i polio.

Rzecznicy takiego systemu szczepień uzasadniają to w ten sposób: odporność wrodzona noworodka, jaką dają mu naturalne przeciwciała przekazane w czasie życia płodowego oraz z pokarmem matki, zanika po paru miesiącach. Układ odpornościowy niemowlęcia jest wtedy za słaby do obrony przed wirusami i bakteriami. Dlatego też choroby zakaźne szczególnie atakują najmłodszych i często mają ciężki przebieg, czasem ze śmiertelnym finałem. Tylko szczepienie może uchronić malca przed zagrożeniem zdrowia i życia.

Stanowisko to kwestionują przeciwnicy szczepienia najmłodszych. Przypominają, że większość chorób wieku dziecięcego nie ma groźnych następstw, a ich przebycie zapewnia trwałą odporność. Szczepionka natomiast uodpornia tylko na pewien czas i nie chroni już człowieka dorosłego. Tymczasem choroby dziecięce u człowieka dorosłego stają się szczególnie niebezpieczne. Powikłania ospy czy świnki u osoby dorosłej powodują często trwałe uszkodzenia zdrowia, bywają też (dotyczy to ospy) śmiertelnie groźne i to 20 razy bardziej niż u dzieci.

W Niemczech nie zaleca się szczepień dzieci przed 11 rokiem życia, a w Japonii ze względu na powikłania już jakiś czas temu zakazano szczepień przeciwko odrze, śwince i różyczce.

Oponenci mają też inne argumenty, którymi podważają samą wartość szczepień. Powołują się tu m.in. na wyniki badań epidemiologów amerykańskich, którzy stwierdzili, że dzieci zaszczepione przeciwko żółtaczce są pięć razy bardziej narażone na zachorowanie niż dzieci nie zaszczepione.

Naukowcy obalają też teorię, iż to szczepionki stymulują wytwarzanie przeciwciał. Nie dostrzegli bowiem związku między zachorowaniami na przykład na dyfteryt a poziomem przeciwciał. Zaobserwowali natomiast ciężkie przypadki dyfterytu u osób z wysokim poziomem przeciwciał. Przypominają ponadto, że badania nad odpornością mają około 20 lat, a pierwsze szczepienia wprowadzono 130 lat temu, czyli na długo przed poznaniem systemu obronnego organizmu.

Tak więc, szczepić czy nie szczepić? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Spór trwa nadal, jednak na razie korzyści z dokonywania szczepień zdają się być niezaprzeczalne, natomiast zagrożenia wyolbrzymione.

 

***

 

Istotą szczepienia ochronnego – podaje oficjalna polska definicja – jest wprowadzenie do organizmu antygenu (zabitych albo żywych osłabionych drobnoustrojów lub ich fragmentów), który wywołuje reakcję układu odpornościowego. Następstwem takiej reakcji i głównym celem szczepienia jest wytworzenie jak najtrwalszej pamięci odpornościowej. Dzięki niej, gdy organizm w przyszłości zetknie się z żywym agresywnym drobnoustrojem, będzie mógł zareagować przygotowaną obroną immunologiczną. To rozpoznanie podanego w szczepionce antygenu zawsze owocuje reakcją organizmu, większą lub mniejszą, czasem niezauważalną, czasem jednak powodującą wyraźne objawy.

Reakcje organizmu związane z wykonanym wcześniej szczepieniem to:

odczyny poszczepienne – spodziewane, możliwe, prawidłowe reakcje związane z działaniem szczepionki w ustroju

powikłania poszczepienne – nadmierne, niepożądane, nieprawidłowe reakcje organizmu na podaną szczepionkę (choroba poszczepienna).