Już wielki intelektualista antyku, Arystoteles w swoich Zagadnieniach przyrodniczych przyznawał, że ocean sprzyja zdrowiu.
STAROŻYTNI NIE MIELI WĄTPLIWOŚCI, ŻE POBYT W NADMORSKICH OKOLICACH SPRZYJA ODPOCZYNKOWI I REGENERACJI SIŁ, choć nie zdawali sobie sprawy, że morskie powietrze zawiera 60 razy więcej dobroczynnych jonów ujemnych niż powietrze w mieście. My dzięki współczesnej nauce wiemy, że jest w nim sto razy mniej alergizujących pyłków niż w głębi lądu.
Hipokrates w swoim dziele O powietrzu, wodzie i miejscowościach opisał metody leczenia reumatyzmu i rwy kulszowej dzięki przeciwzapalnemu działaniu wody morskiej, przepisując swoim pacjentom ciepłe okłady z tej wody oraz kąpiele w ciepłym lub zimnym morzu. Zwłaszcza klimat miejscowości położonych nad Atlantykiem sprzyja leczeniu przypadłości reumatycznych, ale region ten charakteryzuje się stosunkowo wietrzną pogodą, dlatego nie poleca się tam wyjazdu osobom o słabym sercu i kłopotach ze snem.
Martwe... przywraca do życia
Palmę pierwszeństwa pod względem zasolenia swoich wód dzierży Morze Martwe, które wbrew swojej nazwie wcale nie jest całkowicie martwe. Tamtejszymi nosicielami życia są jednokomórkowe glony oraz najprostsze organizmy – prokarionty, najstarsze żyjące komórki. Stąd pochodzi ich nazwa – archibakterie. Należy podkreślić wysoką zawartość jonów sodu, potasu, magnezu, wapnia i bromu w Morzu Martwym.
Są to najważniejsze jony, które mają ogromne znaczenie biologiczne – taki właśnie zestaw mikroelementów ma ludzka limfa i krew. Inną szczególną cechą tego akwenu jest specyfika pH, które wynosi 8,5–9. Kąpiele w tym ciepłym morzu mają właściwości lecznicze, szczególnie w przypadku problemów z artretyzmem i łuszczycą, podobnie jak błoto, zalegające na jego brzegu. Samo zaś jezioro, bo nim de facto jest Morze Martwe, i zasilające je źródła leczą ponoć wszystko.
Turyści z całego świata przyjeżdżają tu, by poleżeć na powierzchni słonej wody. Już prawie 2,5 tysiąca lat temu Arystoteles w swoim dziele Meteorologika pisał „[…] o istniejącym w Palestynie jeziorze, do którego jeśli związawszy wrzuci się człowieka lub zwierzę, nie utopią się bynajmniej, lecz jedno i drugie wypłynie na powierzchnię”. W podobnym tonie wypowiadał się Samuel Langhorne Clemens, znany lepiej jako Mark Twain, który w Prostaczkach za granicą wyznawał: „Zabawna była to kąpiel. Nie sposób pójść na dno. […] Płynąc na piersiach, odpychałeś wodę niczym tylnokołowiec. Nie posuwałeś się w ogóle do przodu. Koń ma tak rozmieszczone ciężary, że w Morzu Martwym nie jest w stanie ani płynąć, ani stać. Natychmiast przewraca się na bok”.
Dzięki dużym ilościom pary wodnej nad Morzem Martwym zawsze unoszą się gęste opary, a duża ilość tlenu w powietrzu (z powodu 400-metrowej depresji jest go o 10% więcej) sprawia, że dobrze czują tu się ludzie chorzy na serce. Ponieważ na dodatek zbiornik ten jest położony poniżej poziomu morza, zachodzi tu zjawisko odfiltrowywania ze światła słonecznego znacznej części promieniowania UVB, czyli promieniowania nadfioletowego o średniej długości fali, które przenika do warstwy skóry z komórkami barwnikowymi i które może powodować oparzenia słoneczne.
W ten sposób powstaje idealna proporcja między ilością promieniowania UVA a ilością promieniowania UVB. Dlatego nad Morzem Martwym można przebywać na słońcu nieco dłużej bez ryzyka oparzenia słonecznego. Mikroklimat, nasycona minerałami woda oraz bogate w związki mineralne błoto z dna zbiornika umożliwiają leczenie wielu chorób skórnych, reumatycznych i układu nerwowego, dlatego minerały z Morza Martwego wykorzystywane są do produkcji wielu cenionych kosmetyków.
Zalety talasoterapii
Wyraz thalassa pochodzi z regionu greckiego, ale nie należy do języków indoeuropejskich, pochodzi z tego języka, którym mówili mieszkańcy Krety, czyli twórcy cywilizacji egejskiej, tak bardzo związanej z morzem. Dzisiaj jednym z najczęstszych powodów, dla których odbywa się kuracje w nadmorskim klimacie, są schorzenia dróg oddechowych. Chodzi tu o maleńkie drobiny soli obecne w morskim powietrzu, które w czasie wdechu trafiają do oskrzeli i płuc. Sole te pobudzają przemianę materii i powodują lepsze ukrwienie błon śluzowych. Dzięki temu następuje uwolnienie śluzu z dróg oddechowych i zatok przynosowych. Pacjenci znów mogą swobodnie oddychać.
Dobrze wiedzieć, które „morze sprzyja zdrowiu”, choć nawet krótki pobyt – niezależnie od tego, czy będzie to Morze Czerwone czy Egejskie, wycisza, ułatwia zasypianie i napełnia dobrą energią. Nie jest ważne, czy przyjechaliśmy na północ, czy też na południe: nad Morzem Śródziemnym, Oceanem Indyjskim czy Atlantykiem – wszędzie czuje się charakterystyczny zapach morza. Zapach ten wydzielają rośliny, a ściślej algi, które zamieszkują wszystkie morza.
Już w 1750 r. londyński lekarz Richard Russel zaobserwował, że mieszkańcy różnych regionów położonych na wybrzeżu chorują o wiele rzadziej od ludzi żyjących w głębi lądu. Leczył więc skutecznie swoich pacjentów kąpielami w wodzie morskiej. Opracowaną przez niego metodę terapeutyczną przejęło wielu jego kolegów po fachu, stąd pod koniec XVIII wieku pierwsze ośrodki leczenia morską wodą powstały również we Francji, ale w tym kraju metoda ta miała dobrą tradycję, ponieważ już dwa stulecia wcześniej król Henryk II Walezjusz, za namową swojego medyka, Ambroise’a Paré, stosował kurację morską wodą „dla uśmierzenia świądów, które go trapiły”.
Jak osocze krwi
Jednak o ile dawniej stosowano głównie zimną wodę morską, o tyle obecnie w wielu miejscach podgrzewa się ją do temperatury ciała, a to dlatego, że występujące w tej wodzie substancje odżywcze mogą dzięki temu lepiej przeniknąć przez barierę, jaką tworzy skóra, a więc przedostać się również do głębszych jej warstw. Trzeba nadmienić, że ciepła woda łagodzi przede wszystkim bóle stawów, czemu dodatkowo sprzyja jej większa wyporność. Jednak ani Hipokrates, ani Russel nie wiedzieli, jakie właściwości wody morskiej sprawiają, że oddziałuje ona leczniczo na ludzki organizm.
Dopiero w 1897 r. francuski biolog René Quinton udowodnił, że skład chemiczny wody morskiej jest bardzo podobny do składu osocza ludzkiej krwi. Dzięki temu odkryciu można było wreszcie naukowo wyjaśnić znaczne sukcesy, jakie odnosiła terapia „morzem” stosowana w różnych schorzeniach już przez starożytnych Greków: przez kąpiele czy lecznicze wykorzystywanie wody morskiej można „doładować” ludzki organizm ważnymi dla życia substancjami nieorganicznymi i pierwiastkami śladowymi.
Dzięki morzu możemy być jednak nie tylko zdrowi, ale także piękni i syci, ponieważ jest ono bogatym źródłem pożywienia. Chyba najbardziej dzisiaj znanym zdrowym produktem pochodzącym z morza są kwasy tłuszczowe omega-3, które w wysokim stężeniu występują zwłaszcza w tkankach ryb zamieszkujących morza zimne. Algi jako środek przeciwko zmarszczkom, sól morska do oczyszczania skóry lub kąpiele błotne na zmęczoną skórę są równie powszechnie stosowane. W wielu krajach są nawet dostępne sałatki z alg lub napoje energetyzujące z dodatkiem alg.
Jarosław Molenda
***
Aby skorzystać z leczniczego działania morza, nie musimy jednak planować dalekiej podróży. Nasz nadbałtycki klimat pomaga w leczeniu tarczycy, gdyż zawiera dużo jodu, ale należy pamiętać, że optymalna, zalecana przez lekarzy długość nadmorskiego urlopu to co najmniej tydzień.