Z prof. dr hab. Jerzym Sadowskim oraz dr n. med. Piotrem Przybyłkowskim – rozmawia Teresa Bętkowska.

 

– Pierwszą udaną transplantację serca i płuc przeprowadzono dość dawno. Czy wprowadzenie do organizmu pacjenta dwu narządów podczas jednego zabiegu można uznać za niezwykłe osiągnięcie w rozwoju transplantologii?

Jerzy Sadowski: – Na pewno jest to dla lekarzy, dla pacjentów i w ogóle dla medycyny krok milowy. Ale transplantacji serca i obu wyizolowanych płatów płuc robi się zarówno w świecie, jak i w Polsce niezwykle mało. Do takiego zabiegu kwalifikują nieodwracalne uszkodzenia obu narządów u tak zwanego biorcy...

Piotr Przybyłkowski: – ... czyli gdy życie pacjenta jest zagrożone bardzo poważną niewydolnością krążenia krwi, której towarzyszy na przykład choroba płuc wynikła z wady przeciekowej; najczęściej wtedy zdiagnozowany jest tak zwany zespół Eisenmayera, objawiający się – mówiąc najkrócej – nieprawidłową komunikacją pomiędzy komorami serca czy przełożeniem wielkich naczyń.

J.S.: – Jednoczesne przeszczepianie pacjentowi serca i płuc to oczywiście zabieg dużo bardziej obciążony ryzykiem niż przeszczepianie samego serca czy tylko samych płuc – choćby tylko jednego z płatów. W tak skomplikowanych operacjach ważny jest dawca organów – nadzwyczaj staranny jego dobór. By nie wyliczać tu wszystkich niezbędnych przy transplantacji parametrów, uzmysłowię może to, że nawet wymiar klatki piersiowej dawcy powinien być zbliżony do klatki piersiowej biorcy. Wynika to z konieczności ochrony wszczepionych płuc przed niedokrwieniem. Takich idealnych dawców jest jednak bardzo mało. Uważa się, że zaledwie w 10 do 15 proc. przypadków można pobrać zarówno serce, jak i płuca w stanie nadającym się do przeszczepu.

– Przeszczep serca w waszej klinice to już rutyna. Kilka lat temu prof. dr hab. Antoni Dziatkowiak pozwolił mi z bliska przyglądać się setnej z kolei operacji...

J.S.: – Od tego czasu wykonano ich jeszcze wiele. A czy robimy to rutynowo? Tak bym nie powiedział, mimo że technika operacji się nie zmienia. Powiedziałbym raczej, że transplantacja serca to utrwalony już sposób leczenia – jeżeli np. pacjent ma uszkodzoną lewą komorę mięśnia sercowego i jej czynność skurczowa nie przekracza 10–15 proc. (a frakcja wyrzutowa zdrowego serca to 80–100 procent) – to wówczas przeszczepia się serce. To zresztą tak jak człowiekowi, który ma chore tętnice wieńcowe wykonuje się by-passy, a temu, który ma chorą zastawkę – wymienia ją.

– Po raz pierwszy w świecie nowa zastawka serca została wszczepiona pacjentowi bez użycia szwów chirurgicznych kilka lat temu. Autorem tego wydarzenia był pan profesor...

J.S.: – Od wielu lat wszczepiamy pacjentom zastawki biologiczne z końskiego worka osierdziowego. Mają one dobre parametry, sprawdzają się. Zabieg jednak trwa około półtorej godziny, w tym samo implantowanie zastawki jakieś trzy kwadranse – co dla chorego serca nie jest dobre, bo ono w tym czasie nie bije, a płuca są wyłączone. By zabieg skrócić, zespoły badawcze w wielu krajach świata podjęły próbę stworzenia takiej zastawki, której wszczepienie byłoby szybsze i jak najmniej inwazyjne dla organizmu. Etapem przejściowym tych poszukiwań jest właśnie zastawka o nazwie 3F wynaleziona przez Jamesa Coksa i Tino Quijano. Jest to również zastawka z końskiego worka osierdziowego, ale umocowana na specjalnym stencie ze stopu niklu i tytanu. I ona już nie wymaga szwów chirurgicznych przy mocowaniu do pierścienia aortalnego, a jej implantacja zajmuje niewiele ponad minutę. To daje rewelacyjne wprost skrócenie operacji i czasu niedokrwienia mięśnia sercowego!

– Wyścig z czasem zakończony sukcesem.

J.S. – Tajemnica sukcesu tkwi w owym stencie, który przed zaimplantowaniem go pacjentowi trzymany jest w zimnej wodzie. Po wszczepieniu go, pod wpływem ciepła ludzkiego ciała, rozszerza się, rozpiera, a po pewnym czasie... sam znakomicie wrasta! Do tej pory tą metodą zoperowaliśmy wielu pacjentów.

– Czy w klinice, którą pan profesor kieruje, dużo implantuje się zastawek?

J.S.: – Pod względem ilości zabiegów zajmujemy pierwsze miejsce w Polsce. To wszystko dzięki dobrym zespołom lekarzy specjalistów, także dobremu wyposażeniu szpitala w nowoczesną aparaturę medyczną.