Urojenia jako takie nie są chorobą, są zewnętrzną oznaką psychozy, dowodem, że coś się z człowiekiem niedobrego dzieje. Psychoza natomiast to choroba, w której normalna zdolność postrzegania i zdolność właściwej interpretacji bodźców jest upośledzona. Osoba psychotyczna żyje w świecie wyimaginowanym stanowiącym mniej lub bardziej zniekształconą wersję świata realnego. Urojenia wobec tego są błędnymi przekonaniami, które narzucają się choremu z taką oczywistością, że podtrzymuje je, mimo niezbitych dowodów ich fałszywości.

 

Zetknęłam się z czymś takim podczas pracy w gazecie codziennej. Do redakcji przyszła nobliwie wyglądająca pani. Wyjaśniła, że utrzymuje się z przekładów z trzech języków, głównie francuskiego. Pracuje w domu, potrzebuje więc spokoju. Sąsiadów ma życzliwych i kulturalnych, natomiast uwzięli się na nią nieznani sprawcy i zakłócają jej życie w perfidny sposób. Zaczęło się od tego, że gdy włączała telewizor, na każdym kanale był Breżniew. Zrezygnowała więc z oglądania telewizji, a odbiornik wyłączyła z sieci. Niestety, to nie pomogło, bo Breżniew pojawiał się także na wygaszonym ekranie. Nie widząc wyjścia, poprosiła sąsiada, by zabrał telewizor i postawił przy śmietniku, na pewno się komuś przyda, a ona będzie mieć spokój. I przez dwa dni tak było, jednak gdy trzeciego dnia wyjrzała przez okno – na dole stał Breżniew i parzył na nią. No przecież tak nie można żyć.

Przypadek z urojonym Breżniewem próbował wytłumaczyć mi potem psychoanalityk; uosabiał rodzaj czyhającego zagrożenia, a pod terminem „nieznani sprawcy” – interpretował – rozpoznawało się wtedy (był rok 1991) funkcjonariuszy policji politycznej. Jak dalece sytuacja taka wpływała na psychikę świadczą statystyki. W 1980 r., po strajku sierpniowym i zawartym porozumieniu, szpitale psychiatryczne zaczęli opuszczać zwykli obywatele, a napływali... funkcjonariusze partyjni. Trudno o lepszy dowód powiązań psychiki indywidualnej z psychiką zbiorową.

Reklama

 

Urojeń prześladowczych jest bardzo wiele i wynikają z różnego rodzaju problemów osobowych. Prokuratorzy wiedzą, że gdy w gwałtowny sposób zmienia się ciśnienie, będą mieli wizyty osób, składających skargi, że wredni sąsiedzi przez szpary w ścianie wpuszczają gaz, bo chcą zawładnąć mieszkaniem dla swojej córki; listonosz – energetyczny wampir nie zostawia listów w skrzynce, tylko czeka na otwarcie drzwi, by pobrać siły życiowe ofiary, a w sąsiednim domu mieszka zboczeniec, który filmuje prześladowaną, gdy tylko zaczyna się rozbierać i żadne zasłony nie pomagają...

Inną grupę osób dotkniętych urojeniami stanowią przekonani, że ich każdym krokiem kierują potężne moce, wobec których są bezsilni, bo te moce odbierają im wolę. Mogą oddziaływać od wewnątrz – czuje się w sobie wówczas obcą siłę, która o wszystkim decyduje, lub od zewnątrz – niczym promienie laserowe, które po wtargnięciu do mózgu także kierują wszystkimi jego działaniami. W pierwszym przypadku mowa jest o opętaniu przez demona – źródła upatruje się tu w lęku przed źle interpretowaną religią (strach przed diabłem i piekłem), podsycanym przez filmy wyświetlane w telewizji; w drugim mówi się o strachu przed wynalazkami w rodzaju właśnie promieni lasera albo energii jądrowej – w efekcie czego powstają m.in. katastroficzne wizje przedstawiane w środkach przekazu.

W latach osiemdziesiątych w laickiej Francji 64 proc. ludzi wierzyło w możliwość rzucania czarów, a 12 proc. Francuzów przyznawało, że korzystali z usług wróżek, guru, a nawet czarownic. Informację tę zaczerpnęłam z książki Egzorcyści, napisanej przez francuskiego księdza Isidore Froca, przełożonej w 1992 r. przez ks. Tadeusza Janię. Ks. Froc wyjaśnia, że egzorcyści we Francji pojawili się w latach siedemdziesiątych, a w latach osiemdziesiątych – wtedy pisał tę książkę – byli już w prawie każdej diecezji. Misją egzorcystów było pomaganie osobom cierpiącym na urojenia, uwolnienie ich od tych dolegliwości, pomaganie w przywracaniu smaku życia i nadanie znaczenia egzystencji. Dlatego współpracują z psychologami i psychiatrami. Pacjenci – bo tak ich ks. Froc nazywa – pochodzą z wszystkich warstw społecznych, wyznają różne religie lub są ateistami, a wszystkich przyciąga do egzorcystów wiara w moc, którą posiada każdy ksiądz, a już tym bardziej ksiądz egzorcysta. Proszą więc, by uwolniono ich od obcych, dręczących sił, bo ani lekarze, ani uzdrowiciele nie pomagali. Księża w takich sytuacjach słuchają z uwagą, modlą się razem z nimi i próbują ich nakłonić do spotkania z psychiatrą, co się dość często udaje, przynosząc znaczące polepszenie. A gdy czują, że pomóc może już tylko egzorcyzm – odprawiają go, bo „wiara w magiczne siły pobudza mechanizmy obronne pacjenta”.

Po latach praktyki egzorcyści tak oceniają psychikę osób, uważających się za opętanych:

„Kiedy ktoś czuje w sobie jakąś obcą siłę – nazywajcie ją jak chcecie: demony, tajemne istoty, duchy – to oznacza, że czuje się ofiarą czarów, że jest opętany lub że mieszka w nim jakaś zła siła. Nie mówcie mu wówczas o psychologach, psychoanalitykach, psychiatrach, bo odpowie, że ma wszystkie klepki w porządku i nie jest szalony. Wierzcie mi: wiem, co przeżywam, co cierpię – powie. – A zatem litości! Proszę mnie wyleczyć, uwolnić, a tym samym spełnić swój obowiązek. Mój przypadek jest na tyle ciężki, że pomóc może mi tylko egzorcysta”.

Egzorcyści twierdzą, że ich pacjenci uważają, iż mogą wpływać na losy innych ludzi, kontrolować siły przyrody, a nawet kierować losami świata. Wierzą, że są Napoleonami lub Jezusami i zachowują się zgodnie ze swoją wiedzą o tych historycznych postaciach. Podejrzewa się, że takie urojenia miewał Hitler, co zaprowadziło go na szczyty władzy, a świat nad brzeg przepaści. Drugi biegun stanowią urojenia poniżenia: Jestem człowiekiem tak bardzo grzesznym i bezwartościowym, że moje życie nie ma żadnego znaczenia.

Istnieją też tzw. urojenia ksobne polegające na przekonaniu, że zdarzenia, które pacjentów zgłaszających się do egzorcystów spotykają, mają głęboko zakodowany sens, odnoszący się tylko do nich. Może im się wydawać, że np. dziennikarz telewizyjny mówi tylko do nich, albo tytuły artykułów w gazetach zawierają zaszyfrowane informacje, które tylko oni potrafią odczytać, albo że znajomi lub nieznajomi przekazują im tajemne znaki, wykonując pozornie nic nie znaczące gesty albo wypowiadając „tajne hasła”. Wszystko może być aluzją skierowaną bezpośrednio do nich.

Nauce znane są również urojenia zazdrości, noszące nazwę zespołu Otella. Przyczepiają się do ludzi z tzw. rysem osobowości paranoidalnej i charakteryzują przeświadczeniem, że partner lub partnerka na każdym kroku dopuszczają się wobec nich zdrady seksualnej. Bywa, że osiemdziesięcioletni mężczyzna zatruwa życie swej niewiele młodszej żonie zarzutami, że się bez przerwy łajdaczy i opowiada o tym każdej spotkanej osobie. Jakże często się zdarza, że żona, owładnięta urojeniami o wybujałej seksualności swego męża, poświęca cały swój czas na śledzenie każdego jego kroku i chociaż nie znajduje żadnych podstaw, nadal jest przekonana o jego winie.

Urojenia wyrastają z choroby maniakalno-depresyjnej lub z schizofrenii – snują hipotezy naukowcy. Ta pierwsza nazywana jest także chorobą dwubiegunową, gdyż charakteryzuje się przemiennym występowaniem wyraźnych okresów depresji i manii, które mogą, ale nie muszą, być przedzielone okresem bez zaburzeń chorobowych. Objawy psychotyczne występują głównie w okresie manii i objawiają się stałym pobudzeniem, wygórowaną samooceną, nastawieniami wielkościowymi, gonitwą myśli, skojarzeniami dźwiękowymi, nieprzemyślanym wydawaniem pieniędzy oraz nierozważnymi kontaktami seksualnymi. Podobne objawy występują przy schizofrenii, a ich nasilenie jest różne u różnych osób. Czasem dołączają także omamy i halucynacje, ale one zajmują inne miejsce w systematyce.

Naukowcy z University of Maryland w Baltimore i z Yale University w New Haven przeprowadzili pod kierunkiem Micheala Lidowa interesujące badania. Podejrzewali, że u podłoża obydwu schorzeń leżą zaburzenia w poziomie neuroprzekaźnika dopaminy, a w związku z tym w komunikacji między neuronami, które kontaktują się za jej pośrednictwem. (Sygnały między komórkami nerwowymi – neuronami, przenoszą substancje chemiczne zwane neuroprzekaźnikami. Od rodzaju owej substancji chemicznej – np. dopaminy – zależy reakcja fizjologiczna organizmu.) Eksperyment polegał na tym, że badacze pobrali pośmiertnie próbki z kory ponadczołowej od pacjentów ze schizofrenią, chorobą dwubiegunową, depresją kliniczną i od osób zdrowych, po czym dokładnie je zbadali. Okazało się, że pacjenci ze schizofrenią i chorobą dwubiegunową mieli o 50 proc. wyższy poziom białka NCS-1 od pozostałych. A białko to reguluje aktywność receptora dopaminy, bierze więc czynny udział w procesach prowadzących do dezorganizacji pracy mózgu. „Nawet jeśli obydwie choroby są wywoływane przez wielorakie czynniki, to ostatecznie przekłada się to na zmiany w przekaźnictwie sygnałów komórkowych” – konkludują.

 

Wiesława Kwiatkowska