We włosach ukryta jest informacja o stanie zdrowia każdego z nas – a dokładna analiza bardzo precyzyjnie może określić wartości podstawowych biopierwiastków – czyli takich, które w stałych stężeniach powinny znajdować się we wszystkich zdrowych organizmach. Ich brak (czy też nadmiar) może być dowodem różnych schorzeń lub je wywoływać.
Włos-diagnosta
Włos jest doskonałym materiałem badawczym, ponieważ poprzez cebulkę, odżywianą za pośrednictwem krwi, docierają do niego wszystkie niezbędne mikro- i makroelementy. Do analizy pobierane są czterocentymetrowe pasemka najbliższe powierzchni skóry (miesięczny przyrost zdrowego włosa wynosi ok. 4,5 cm) i z kilku różnych punktów głowy. W tych odcinkach włosów utrwalone zostały procesy związane zarówno z wchłanianiem pierwiastków, jak i ze stopniem ich wykorzystania. Badanie odpowiada także na pytanie, czy u pacjenta można mówić o stanie równowagi fizjologicznej, czy też doszło do jakichkolwiek zaburzeń zdrowotnych – pisze Barbara Stolarska w pracy „Włos prawdę ci powie”, opartej na badaniach naukowców z Pracowni Chemii Elektroniki Kwantowej Wojskowej Akademii Technicznej. Szkoda tylko, że analiza taka jest niezwykle czasochłonna i, aby była rzetelna, wymaga olbrzymiej precyzji. Włos bowiem badany jest za pomocą spektrofotometru metodą absorpcji atomowej.
Z dotychczasowych analiz wiadomo, że w naszych organizmach powszechnie zaniżone (w stosunku do normy) są stężenia magnezu, wapnia oraz cynku. Szczególnie łatwo spada poziom magnezu, za co odpowiedzialne są stresy psychiczne, nadużywanie alkoholu, zbyt tłuste jedzenie, a także przyjmowanie antybiotyków i środków antykoncepcyjnych. Warto zatem pamiętać, że istnieją i są dostępne w aptekach preparaty magnezowe.
Plica polonica, czyli kołtun polski
Kołtun przez wieki całe uchodził za poważną chorobę. Dotykała ona wszystkich, bez względu na stan i pochodzenie, choć najchętniej wybierała mieszkańców wsi. Sprawczyniami były przede wszystkim czarownice, zwłaszcza polskie, co potwierdza łacińska medyczna nazwa tej poważnej przypadłości – plica polonica, czyli kołtun polski.
Strach paraliżował najtęższe nawet umysły, albowiem posiadanie kołtuna powodowało „łamanie po kościach, potraw obrzydzenie i w oczach zaćmienie”. Zastosowanie prostej, wydawałoby się metody polegającej na wycięciu tej splątanej i śmierdzącej kupki włosów, groziło ślepotą, głuchotą, pomieszaniem zmysłów, krwotokami, a bywało że i śmiercią od konwulsji. Poprzez kołtun choroba opuszczała ciało, a jeśli ktoś nadmiernym czesaniem nie dopuścił do jego powstania „materia chorobowa” mogła rzucić się na inne, ważniejsze organy, jak choćby na płuca, żołądek albo nawet mózg.
Kuracja polegała na stosownej diecie i zimnych natryskach w łaźni. Ucinanie było dozwolone tylko latem i dopiero wówczas, gdy obrzydlistwo to straciło lepkość i stało się kruche. Nie bez znaczenia była też miejscowość, w jakiej dokonywano owego niebezpiecznego zabiegu. Najlepszą sławą cieszyły się Ciężkowice w Tarnowskiem.
Dopiero w roku 1862 rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Józef Dietl udowodnił, że kołtun to tylko plątanina kłaków spowodowana zwykłym niechlujstwem. Materiałem dowodowym było kilkaset obciętych kołtunów oraz ich żywi i zdrowi na ciele oraz umyśle właściciele.
Damskie nagie łydki
„Łyse” na ciele muszą być dziś kobiety. Moda na gładkie damskie ciało stała się głęboko zakorzenioną regułą. Sprawiła, że mężczyźni mogą przypominać dzikie barbarzyńskie plemiona, kobiety obowiązuje jednak styl „na Rzymianina” (czyli wyrywanie wszystkiego, co rośnie nie na głowie). Za modą krok w krok idą producenci, wymyślając różne damskie golidła. W roku 1940 firma Remington (Ilinois, USA), wypuściła na rynek pierwsze elektryczne golarki dla dam. Skuteczniejsze i wystarczające na miesiąc jest wyrywanie włosów przy pomocy sadystycznych maszynek. Lepsze, zdaniem fachowców, choć również z początku bolesne, jest woskowanie. Wyrywa, ale nie podrażnia. Na takie seanse przychodzi jednak głównie damska część młodzieży. Wielkim konkurentem tradycyjnych metod okazał się laser: pojawiły się więc na polskim rynku gabinety zabiegowe, stosujące laserowe systemy depilacji: niszczą cebulki raz a dobrze i trwale. Zabieg to bezbolesny, a upragniona golizna gwarantowana.
Czupryna czy łysina
Włosy od zawsze stanowiły problem – jedni mają ich za dużo, inni za mało, jeszcze inni nie tam, gdzie potrzeba lub nie w tym kolorze, a na domiar wszystkiego z jednych jesteśmy dumni, inne wstydliwie ukrywamy lub wyrywamy.
„Kto nie ma ochoty zstąpić wkrótce w mroki Styksu, niechaj ucieka, jeśli zachował choć trochę zdrowego rozsądku, przed golarzem” – pisał Seneka o golibrodach.
Wiele czasu poświęcali eleganccy Rzymianie na układanie fryzur, a i – jeśli zachodziła taka potrzeba – staranne ukrywanie łysiny. Jak się okazuje bowiem czesanie „na pożyczkę” lub - jak mówią dziś nasi politycy – „na Łukaszenkę”, stosowane było już dwa tysiące lat temu. Tak jak dziś i wtedy było ono dyskretnie prześmiewane. Francuski słynny poeta dworski Eustache Deschampes, też łysy niebożątko, w jednym z poematów upraszał króla, by łaskawie przywrócił zwyczaj noszenia na dworze czapek. By prośba wypadła okazalej i była bardziej przekonująca, wymienił w wierszu tym dwunastu współczesnych mu, wybitnych i całkiem łysych szlachciców.
I tak łysina pozostała nierozwiązywalnym problemem do dziś. Bo choć człowiek wymyślił otwieracz do konserw, loty w kosmos, komputery i klonowanie, z wypadaniem włosów poradzić sobie nijak nie może. Istnienie ogromnej ilości środków na porost włosów, świadczy tylko o ich wątpliwej skuteczności. Zdaniem Anthony`ego Smitha (autora książki pt. „Ciało”) jest jeden tylko sposób zapobiegający lub powstrzymujący już rozpoczęty proces łysienia – radykalna kastracja, usuwająca gruczoły męskie, współwinne wypadaniu włosów. Lecz choć metoda ta należy do bardzo skutecznych, brakuje jej zwolenników.
Małgorzata Sokołowska
* * *
Włosy to nie tylko to, co rośnie na głowie. Mieści się ich tam zwykle około 100 tys. (100 na 1 cm kw.). To także brwi i rzęsy; w górnej powiece jest ich od 100 do 150 (długości od 11 do 13 mm), w dolnej od 60 do 75 i są krótsze: 7–8 mm. Brwi u niektórych mężczyzn są szczególnie bogate, zwłaszcza po 50. roku życia, gdy między zwykłymi wyrastają tzw. włosy dzikie – grube i krzaczaste.
Są również włosy zwane meszkiem – u dorosłego człowieka ok. 5 mln sztuk (także w uszach i nosie).
Wszystkie one są wspólne dla obu płci. Natomiast broda, bogate owłosienie tułowia, rąk i nóg są prawdziwą, aczkolwiek drugorzędną, męską cechą płciową, choć złośliwi twierdzą, że to brakujące ogniwo w teorii ewolucji Darwina.