Na polskiej wsi zbieractwo było popularne od zawsze. Choć jest to zajęcie archaiczne, przetrwało do dziś. Tradycyjnie zbierało się – oprócz jagód, malin i grzybów – także zioła mające różnorodne zastosowanie w gospodarstwie.

W czasach „głodnych” poszukiwano po lasach i łąkach wszystkiego, co nadawałoby się do jedzenia, nawet jeśli nie miało większej wartości odżywczej. Gdy tylko topniał śnieg, całe rodziny wybierały się w poszukiwaniu pędów roślin, które nieraz spożywano nawet na surowo. Jednak produkty roślinne stanowić mogły także bardziej wykwintną i urozmaiconą potrawę. Sok z brzozy, klonu czy wiśni, a do tego pieczone młode szyszki świerka lub pąki i kwiaty sosen. Brzmi to nawet interesująco, prawda?

Przeważnie jednak sięgano po lebiodę, szczaw, pokrzywę i barszcz. Ich liście cenione są do dziś na terenie całej Słowiańszczyzny.

 

Lebiodą lub łobodą nazywano ogólnie rośliny komosowate. Niektóre z nich (prawdopodobnie Chenopodium album) były niegdyś uprawiane. Z liści lebiody przyrządzano jarzynkę, a w niektórych regionach używano także ziaren tej rośliny.

Do dziś jeszcze rozpowszechnione jest stosowanie w kuchni liści szczawiu i młodej pokrzywy. Szczaw, podobnie jak dziś, służył do przygotowania zupy, pokrzywa zaś mogła stanowić rodzaj jarzynki. Z barszczu przyrządzano kwaskowatą zupę, z młodych łodyg i baldachów – jarzynkę podobną do dzisiejszego szpinaku oraz polewkę. W wyjątkowo trudnych czasach żywiono się także perzem, którego przecież nigdy nie brakuje. Wykopywano jego kłącza, płukano i suszono. Następnie siekano, tłuczono lub mielono na żarnach. Otrzymana w ten sposób mąka, sama lub zmieszana z mąką żytnią, służyła do wypieku chleba. Na terenie całej Słowiańszczyzny rozpowszechnione było jedzenie łodyg i pędów dzięglu (Angelica silvestris) i arcydzięglu (Angelica archangelica). Wśród spożywanych chwastów i ziół wymienić trzeba jeszcze kąkol i szczyr (nazwa ta dotyczy Amarantus blitum lub Mercurialis annua). Bardzo popularne, nie tylko na terenie Słowiańszczyzny, są trzemucha i rdest.

Jako przyprawę do miodu, piwa lub ciasta chlebowego stosowano chmiel. A z jego młodych pędów przyrządzano zupę, podobną w smaku do barszczu. Za przyprawę służył często korzeń chrzanu. Podagrycznik wykorzystywany był podobnie jak szpinak. O jego popularności niech świadczą źródła – według nich za czasów Jagiełły sprzedawano go na rynku w Krakowie.

 

Wśród zdumiewającej ilości ziół, stosowanych w kuchni wiejskiej, wspomnieć trzeba też ognichę, łopuchę, mak polny, chaber polny, tasznik, kluczyki (Primula), lepnicę (Silene), kurzą nogę (Portulaca oleracea), niektóre paprocie oraz młode pędy i kwiatostany ostu i młode pędy pałki. Oprócz kłączy, łodyg i liści do garnków trafiały także bulwy dziko rosnących roślin. Duże znaczenie miały mączyste nasiona niektórych ziół i traw. W ten przecież sposób rozpoczęła się uprawa zbóż, grochu czy gryki. Stosowano więc między innymi mannę wodną (Glyceria fluitans) rosnącą na błotnistych łąkach i brzegach rzek. Ziarna tej rośliny zbierano latem „po rosie” – czyli zanim rosa obeschnie – uderzając przetakiem pod kłosy. Z uzyskanego ziarna przygotowywano przede wszystkim kaszę.

Do XIX wieku mannę zbierano niemal powszechnie. Według niektórych źródeł wysyłano ją nawet za granicę lub przynoszono jako daninę do dworów.

W gospodarstwie wiejskim zioła i dziko rosnące rośliny wykorzystywano nie tylko w kuchni. Z jemioły na przykład wyrabiano lep. Swoją drogą technologia jego wyrobu znana była już w starożytności. Mydlnica lekarska i połonicznik gładki natomiast stosowane były w celach higienicznych, jako mydło polecane szczególnie do wydelikacania i wybielania skóry twarzy. Wiele regionalnych nazw roślin wskazuje na to, że i one wykorzystywane były w podobnym celu. Wymieńmy choćby: „mydło”, „mydełko”, „tatarskie mydło” czy „psie mydło”.

 

Rośliny były również naturalnymi barwnikami. Z korzenia żmijowca pospolitego kobiety przygotowywały sobie płynną szminkę. Szminki przygotowywano także z nawrotu polnego, konwalii pospolitej, suszonych korzeni i świeżych jagód kokoryczki lekarskiej.

Wielu gatunków roślin używano do farbowania przędzy. Już od starożytności rozpowszechniony wśród wielu ludów był brocz, inaczej zwany marzanną (Rubia tinctorum) barwiący na kolor czerwony. Podobną barwę osiągano przy użyciu przytulii lub lebiodki. Żółtą farbę uzyskać można było z janowca (Genista tinctoria) i sierpika (Serratula tinctoria). Mniej poszukiwany był barwnik zielony, otrzymywany między innymi z widłaka. Czarny bez i chaber natomiast to podstawowe źródła barwnika niebieskiego.

 

Przyglądając się kulturze ludowej, niemal na każdym kroku natrafimy na zioła. Od pożywienia, przez medycynę, do tak „luksusowych” – jak by się zdawało – dóbr jak kosmetyki. Świadczy to o niebywałej wiedzy naszych przodków o otaczającym świecie. Wiedzy, do której przecież niepotrzebna była nauka – w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Wystarczyła mądrość tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie.

 

Joanna Sarnecka-Drużycka